#historia

Jestem gejem, a że mieszkam w malutkiej mieścinie, to każdy o tym wie.


Właśnie odprowadzałem chłopaka na pociąg, on pojechał, a ja zmierzam ku schodom do wyjścia, gdy do moich uszu dochodzą obraźliwe względem mnie przezwiska od takich dwóch, może trzech typowych dresiarzy. Mi to lata co gadają i dumnie idę w dół. Tak dumnie, że źle ułożyłem stopę, przez co poleciałem pięknie twarzą z 7 m w dół.


Poczułem ogromny ból, ruch ograniczony i nagle podbiegają do mnie dresy i jeden "Stary, ku**a, myślałem, że nie żyjesz", drugi do niego, że po karetkę trzeba dzwonić, ja już mówię, że nie, a ten pierwszy, że mam zamknąć ryja, w międzyczasie odplątał mnie i położył na plecach (ściągnął swoją bluzę i podłożył mi pod głowę, wow), gdy drugi w cudny sposób rozmawiał przez telefon, co chwilę używając pospolitych jak na ich język przekleństw, a gdy skończył, powiedział do tego drugiego, że jak nie dojadą w 20 minut, to mnie biorą sami. Ja już w myślach modlę się, by jednak nie uznali jego telefonu za jakiś głupi żart i przyjechali. No i tak sobie leżę, nade mną stoją dwa osiłki niewiedzące co mają robić, wkoło nikogo nie ma, to siadają po turecku obok mnie i patrzą się. Ja udaję, że tego nie widzę. Z 5 minut ciszy mija, mnie już aż tak nie boli, gdy słyszę "Ej, stary, długo się tak zabawiasz?". Ja takie wtf, o co ci chodzi, a on, że "wiesz, ten tego, z chłopakami", drugi walnął mu w bara, że co go to obchodzi i zaczęli się sprzeczać o mój homoseksualizm. Chcąc to przerwać powiedziałem im to czego chcieli i wtedy jak zbawienie przyjechała karetka.


W szpitalu troszkę poleżałem ze względu na złamany bark i żebra. Jakoś trzeciego dnia mojego pobytu odwiedza mnie nikt inny jak panowie dresiarze. Zapytali jak u mnie, poprzeklinali, przedstawili się i nasze drogi się rozeszły...


No niezupełnie. Bo jak ich gdzieś widzę to do mnie podbijają i zaczynają z tekstem "Siema, geju, jak tam?".

Grunt, że to nie oni zrzucili mnie ze schodów i że są mili. Na swój własny sebkowy sposób, ale jednak.